Dziś mamy 16 kwietnia 2024, wtorek, imieniny obchodzą:
29 czerwca 2022

O braciach przesiąkniętych sportem! Rozmowa z Edwardem Mikrutem

fot. ML

fot. ML

Jakiś czas temu w Koronowie odbył się X Bieg Imienia Braci Mikrutów. Byli to# oszczepnicy ze wsi Wiewiórki, którzy osiedlili się na terenach Koronowa i na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku zapisali się na kartach polskiej historii sportu. Spotkaliśmy się z synem jednego z nich – Edwardem Mikrutem, aby przypomnieć historię rodziny, która „przesiąknęła sportem”.

Kim Pan jest dla braci Mikrut?

Ja jestem najstarszym synem Władysława Mikruta, a reszta to moi stryjowie. Nasza rodzina pochodzi z okolic Dębicy i w połowie lat 20. XX wieku przeniosła się tutaj – na Pomorze. Mój dziadek wykupił gospodarstwo na przyrzeczu koło Koronowa. W tamtym czasie bracia byli już dorastającymi chłopcami. Ojciec był jednym z najstarszych synów mojego dziadka. Drugi z kolei, a najstarszy wśród sportowców. Najmłodszym był Franciszek.

Zainteresowanie sportem u pana ojca i stryjów zaczęło się tutaj? W pobliżu Koronowa?

Tak, tam się to zaczęło. Chyba skądś podpatrzyli te rzuty oszczepem i zaczęli się interesować. Przed wojną odbywały się międzymiastowe zawody lekkoatletyczne, kiedy wszystko było w powijakach. Wtedy bracia zaczęli uprawiać sport: Władysław i Franciszek dostali się do reprezentacji w rzucie oszczepem, Albin dodatkowo ćwiczył dziesięciobój, lecz grał głównie na poziomie województwa bydgoskiego.

Skąd w ogóle pomysł, by rzucać oszczepem? Jest to dosyć nietypowy sport… W dzisiejszych czasach ludzie przeważnie myślą o takich dyscyplinach jak piłka nożna, koszykówka, siatkówka…

W tamtych czasach to nie myśleli w taki sposób. Po prostu chłopcy musieli się czymś zająć. Widocznie była taka potrzeba. Wzięli kije i nimi rzucali. Dokładnie tak było i tak mi mówił ojciec. Dosłownie po prostu wzięli kije, je wystrugali i rzucali! Jak przyszły lepsze zawody to dostali oszczepy i tym się cieszyli. To było dojście do sportu na poziomie „kamienia łupanego”. Zainteresowali się i uprawiali.

Dołączyli później do jakichś klubów?

Tak. Do Sokoła Koronowo. Tam zaczęli uprawiać lekkoatletykę. Była też gimnastyka, strzelectwo… ale ich i tak ciągnęło do lekkoatletyki. Dostali oszczepy i trenowali rzuty.

Pana ojciec wspominał o jego pierwszych sukcesach?

Tak! Nawet mam tutaj repliki dyplomów. To był 1927 rok „Władysław Mikrut zajął drugie miejsce w rzucie oszczepem w Bydgoszczy – 1927 rok”, a to jest zdjęcie ojca z 32. roku…  (Edward Mikrut wręcza redaktorowi zdjęcie swojego ojca – dop. red).

Wygląda bardzo młodo. Ile miał wtedy lat?

To był 32. rok…, to miał 25 lat. Niech pan zobaczy, jaki był szczupły jak na oszczepnika. Opowiadał, że jak był na zawodach w Niemczech, jakiś Niemiec wyższy od niego o głowę podszedł do niego i mówi „Ty…, co ty robisz, że rzucasz tak daleko oszczepem?”. Mój ojciec był bardzo szczupły, ale miał niezwykłe pociągnięcie ręki.

Czytałem, że miał możliwość wzięcia udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Niemczech.

W Montrealu. 2 tygodnie przed przystąpieniem do zawodów doznał kontuzji. Coś mu strzeliło w łokciu i nie pojechał.

Niby były przewidywania, że mógł wygrać…

Tak. Był już tak wyszkolony, że mógł wygrać medal. Oni (bracia Mikrutowie – przyp. red.) w 32. roku rzucali już na poziomie europejskim. W tamtym czasie Finowie i Niemcy rzucali daleko, a z nimi moi wujkowie i ojciec.

Jaki był ich największy sukces w rzutach oszczepem?

Franciszek jako pierwszy w Polsce rzucił ponad 60 metrów i był rekordzistą Polski, miał 64 metry z groszami. Potem ojciec go pobił z wynikiem 65 metrów oraz 24 centymetry.

A Albin Mikrut?

Albin Mikrut bardziej specjalizował się w  pięcioboju i dziesięcioboju na terenie Pomorza…

Jak długo trwała ich kariera sportowa?

Ojciec trenował od 1927 roku do około 1934/35 roku, za to Franciszek jeszcze po wojnie startował w różnych zawodach jako oszczepnik.

Czy można mówić, że wojna w przypadku Albina i Władysława Mikrutów przyczyniła się do zastoju w zawodach sportowych?

Chyba tak… musiało tak być. Jak wojna się rozpoczęła, to wszystko zginęło. Ojciec dostał się do wojska, jego kompania została poddana, uciekł z niewoli, wrócili tutaj na teren pod Dębice i tam przebywał. Wujek Franek za to dostał się do niewoli z wujkiem Albinem. Oboje pracowali u jakiegoś bauera (bauer – bogaty posiadacz gospodarstwa rolnego, pochodzenia niemieckiego – dop. red.).

Cała trójka brała czynny udział w obronie ojczyzny?

Tak, brali, ale było to krótkotrwałe. Dostali się do wojska i od razu Polska przegrała.

Jak długo nie było ich w domu?

Wujek Franek długo był w Niemczech, ale nie powiem panu jak długo… Albin też. Ojciec za to ukrywał się na wsi w miejscowości Wiewiórka. Później się okazało, że złapano jakiegoś Niemca, który miał listę do likwidacji Polaków i na niej był mój ojciec.

Ze względu na jego sukcesy sportowe?

Tak. Nigdy nie spał w nocy… nigdy w nocy nie spał w domu… zawsze się gdzieś ukrywał. Przeżył, mimo że strzelali do niego Niemcy, jak przez żyto uciekał. Mówił, że jak raz przewrócił się w życie, to kłosy opadały od nabojów. Takie czasy były. Aby przeżyć, w czasie wojny handlował. Z Krakowa przyjeżdżali do niego handlarze mięsem. Zabijał świnie, robił kiełbasę, i im ją sprzedawał. W ten sposób przetrwał.

Skończyła się wojna i zakładam, że wszyscy wrócili do domu. Jak oni na nowo wystartowali po zmarnowanych 6 latach życia na uciekaniu i niewoli?

Ojciec wyłączył się ze sportu. Nie to, że wyłączył się całkowicie, bo po wojnie w 45 roku założył klub sportowy w Dobrczu. Był to ludowy, piłkarski klub sportowy. Przez chwilę było tam trochę lekkoatletyki. Wujek Franek jeszcze startował w zawodach, był trenerem Polonii Bydgoszcz, przed wojną członkiem klubu Warty Poznań. Ojciec po wojnie nie uprawiał sportu jak wujek Franciszek.

Pamięta Pan ojca w okresie kiedy był czynnym sportowcem?

Nie. Urodziłem się w 1939 roku.

Jak to jest być synem mistrza Polski w rzucie oszczepem?

U nas w rodzinie sport był na początku dziennym. O tym często się rozmawiało. Pamiętam, że jak miałem około 7 lat to listonosz przynosił prenumeratę „Przeglądu Sportowego” i dziwił się, że my tak pragnęliśmy tych wiadomości sportowych. Szybko się dowiedział, dlaczego tak jest… Ojciec zwyczajnie łaknął tych wiadomości i prenumerował „Przegląd”.

W jaki sposób zachęcał innych do sportu?

„Róbcie wszystko, żeby coś uprawiać”. Mój środkowy brat też zaczął rzucać oszczepem, ja grałem w piłkę. Byłem w drużynie amatorskiej. Potem jak miałem około 18/19 lat to zapisałem się do klubu Budowlanych w Bydgoszczy i ćwiczyłem lekkoatletykę, skacząc wzwyż. Jeździłem na zawody, choć wielkich sukcesów nie miałem.

A pański brat wrodził się za ojcem?

Tak! Dokładnie! Brat zaczął rzucać oszczepem i od razu chciał pobić rekord świata. Niestety dostał przepukliny. Obawiając się gorszej kontuzji... przestał rzucać…, ale oszczep do dnia dzisiejszego ma w domu.

Czy ma pan jakieś ciepłe wspomnienia związane z pańską rodziną?

Jak była jakaś uroczystość imieninowa, czy urodzinowa to zjeżdżali się ci sportowcy. O niczym nie było rozmowy… tylko sport: „Co się działo?” „Co się może zdarzyć”, „czy słuchałeś audycji?” (bo telewizji nie było, z radia były wszystkie wieści). Pamiętam, jak Franciszek przyjechał i chciał złożyć ojcu życzenia imieninowe, a ojciec „ty mi nie mów o życzeniach, tylko czy Ruscy wygrali z Amerykanami!”. Także więc… informacje sportowe były na 1. miejscu.

To przechodzi w rodzinie Mikrutów z pokolenia na pokolenie?

No ja wyszedłem z domu, osiadłem gdzie indziej, miałem dwie córki, ale nie miały takiego pociągu do sportu. Tak samo moi bracia… też mają dzieci, ale one tak samo nie są aż tak zainteresowane.

Jakie wartości zostawili po sobie bracia Mikrutowie dla rodziny?

Chyba uczciwość. Ojciec zawsze mówił „broń cię Boże, żebyś komuś krzywdę zrobił, a szczególnie słabszemu”. Nigdy słabszego się nie poniewierało. On był niezwykle uczciwy. Co pożyczył, to oddawał…, broń Boże, żeby coś był komuś winien.

Przede mną znajdują się różnorodne pamiątki. To nie jest chyba wszystko, co sportowcy po sobie zostawili…, prawda?

Ojciec mi opowiadał, że miał dużo pucharów, dyplomów i w czasie ucieczki stąd na południe Polski zapakował wszystko do takiej konwi po mleku, o pojemności dwudziestu litrów. Tam te wszystkie puchary powkładał, na wóz wszystko załadował i uciekał. Jak wszyscy, uciekał przez Fordon, a trzeba wiedzieć, że te ucieczki były masowe. Przyjechał do jakiejś miejscowości i tam wieczorem rozładował swoje rzeczy z wozu..., patrzy…, a tej konwi nie ma… i pyta się „co się stało?”! Odpowiedzieli mu, że sąsiadce konew przeszkadzała i wyrzuciła ją do rowu. No, ale dziwić się? Może rzeczywiście była taka konieczność. Mówił, że dużo pamiątek właśnie w ten sposób zgubił i zostały takie rzeczy: orzeł ofiarowany przez starostę powiatowego, który ma mój brat…, no i dyplomy, które panu pokazuję.

No, ale widzę, że więcej rzeczy znajduje się na stole…

Prawda…, weźmy na przykład ten stoper. Stoper, który do tej chwili działa. Ma już z 60 lat.

60-letni stoper, który nadal działa? Mogę sprawdzić?

Dokładnie…, niech sam pan sprawdzi.

Do kogo należał?

Do Franciszka. Franciszek był trenerem Polonii Bydgoszcz i ćwiczył zawodników w Świeciu. Jest to dosyć ciekawe, że taka rzecz, po tylu latach nadal funkcjonuje. Poza tym mamy tutaj takie siermiężne medale za zasługi.

Pozwolę sobie przeczytać… „100 lat sportu na Kujawach i Pomorzu Franciszkowi Mikrutowi za pomoc w rozwoju popularyzacji kultury fizycznej i sportu, na Kujawach i Pomorzu”… To są medale, które raczej były rozdawane pod koniec lat 40. XX wieku?

Lata pięćdziesiąte… Tutaj też jest medal… „Mistrzostwa centralne Gwardii”… 1951 rok.

Czym jest ZS Gwardia?

Kiedyś Polonia się nazywała Gwardią. Ten medal otrzymała za rzut oszczepem, a ten za rzut dyskiem w 51. roku.

Pański ojciec oraz stryjowie uprawiali inne sporty poza rzutem oszczepem?

Tak, tak… rzucali jeszcze kulą, jak trzeba było dla drużyny… rzucali dyskiem, skakali o tyczce… ale to były wyniki już typowo amatorskie. Nie uprawiali tego jako dyscyplinę, którą bardzo lubią.

A poza sportem coś ich pasjonowało?

Poza sportem lubili rolnictwo, szczególnie Albin i mój ojciec Władysław. Po wojnie pracowali na swoich gospodarstwach. Albin na ojcowiźnie, na przyrzeczu koło Koronowa, a ojciec miał gospodarstwo w Dobrczu i wybudowany domek – poniatówkę. Jak wrócił po wojnie, to ten domek został zlikwidowany… pozostałości po nim znalazł nad Wisłą. Odbudował później swoje gospodarstwo. Za to Albin był na przyrzeczu i tam miał bardzo dużą owczarnię, ogromne połacie doliny Brdy, z szerokimi łąkami… i tam hodował owce oraz uprawiał pole. Natomiast Franciszek przeniósł się do Bydgoszczy, miał wytwórnię sprzętu sportowego. Produkował oszczepy, dyski… było tego dosyć dużo. Później go komuniści aresztowali na miesiąc czasu.

Za co?

Za kradzież wagonu drewna.

Po co kraść wagon drewna?

Sam Franciszek był zdziwiony! On do produkcji oszczepów i dysków potrzebował drewna i prawdopodobnie przypadkiem kupił „lewe” drewno i go oskarżyli. Franciszek był złotym człowiekiem, który był bardzo w porządku. Przesiedział miesiąc w areszcie, później go wypuścili, ponieważ było to przestępstwo bezpodstawne. Nie wiadomo dlaczego się to stało… może ktoś złożył taki donos? Może konkurent?

Zauważyłem u Pana zaproszenie od Ignacego Mościckiego…

Zgadza się. To jest dokument z 32. roku. Ojciec otrzymał zaproszenie na herbatę z prezydentem Mościckim. Ojciec mówił, że było przyjęcie u pana prezydenta i wypili herbatę…, było to typowo grzecznościowe przyjęcie. Ojciec był ze wsi, więc przy tym spotkaniu było więcej stresu niż jakiegoś wrażenia.

Niedawno był X Bieg Braci Mikrutów, hala sportowa w Koronowie jest sygnowana nazwiskiem oszczepników. Jak na to zareagowaliby bracia Mikrutowie?

Gdyby żyli, to byliby zaszczyceni. Cieszyliby się, że jest jakaś kontynuacja ich dzieła, że młodzież uprawia sport, nawet amatorsko, ponieważ nie trzeba zawodowo tego robić. Sportowa rywalizacja zawsze jest przydatna. Albin w Koronowie jak mógł, tak ten sport     popularyzował. Tutaj jest dyplom Albina z 1949 roku w zawodach sześciu miast, pierwsze miejsce w rzucie oszczepem.

Pomimo zakończenia kariery sportowca to i tak co jakiś czas brał udział w zawodach?

Tak. Ojciec po wojnie nie uczestniczył, ale Albin tak (Edward Mikrut pokazał dyplomy naszemu dziennikarzowi) „Franciszek Mikrut w roku 50.… pierwsze miejsce w rzucie oszczepem dla Gwardii Bydgoszcz…”, ale 46,56 metrów, to nie był jakiś wysoki wynik.

A ta statuetka?

To jest nagroda z 1931 roku… rzut oszczepem w Poznaniu w turnieju międzypaństwowym Polska – Italia.
Jak się pan czuje z tym wszystkim, wiedząc, że pańska rodzina na stałe zapisała się w historii polskiego sportu?
Bardzo się cieszę. Też jestem przesiąknięty sportem. Niech pan nawet zobaczy na te zdjęcia. Jak byłem młody, to również uprawiałem lekkoatletykę.

Czy Bracia Mikrutowie mieli jakieś swoje motto dla sportowców?
Uczyć się rywalizacji na zdrowych zasadach. Grać zespołowo, współpracować z drużyną, odpowiadać za drużynę, grać dla drużyny… – to jest całe sedno sportu! No i jak najdłużej go uprawiać! Ja do dnia dzisiejszego uprawiam sport. Codziennie rano się gimnastykuję.

Myślę, że dzięki sportowi zyskuje pan młodość. Niech pan przypomni… ile ma pan lat?

Mam prawie 83 lata.

Rozmawiał: Mikołaj Lustig

Oceń artykuł: 19 11

Czytaj również

udostępnij na FB

Komentarze (0) Zgłoś naruszenie zasad

Uwaga! Internauci piszący komentarze na portalu biorą pełną odpowiedzialność za zamieszczane treści. Redakcja zastrzega sobie jednak prawo do ingerowania lub całkowitego ich usuwania, jeżeli uzna, że nie są zgodne z tematem artykułu, zasadami współżycia społecznego, a także wówczas, gdy będą naruszać normy prawne i obyczajowe. Pamiętaj! -pisząc komentarz, anonimowy jesteś tylko do momentu, gdy nie przekraczasz ustalonych zasad.

Komentarze pisane WIELKIMI LITERAMI będą usuwane!

Dodaj komentarz

kod weryfikacyjny

Akceptuję zasady zamieszczania opinii w serwisie
Komentarz został dodany. Pojawi się po odświeżeniu strony.
Wypełnij wymagane pola!